Smocze Forum

Forum Zielonego Smoka. Stworzone specjalnie dla fanów smoków i gry smoki.nightwood.net!


#1 2009-09-01 15:32:47

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Prace konkursowe - Edycja III

Tura I

1. Sillien 


Cytat:
Praca może być też zmyślona, ale trzeba będzie to dopisać.
A więc dopisuję. Poniższe opowiadanie narodziło się w mojej wybujałej wyobraźni. Mam nadzieję, że długość odpowiada? Nie chciałam przegiąć


Nie igraj z ogniem

Obudziłam się rano. Przejmujący ból w głowie przypominał pobieżnie zdarzenia poprzedniego wieczoru. Uniosłam się lekko na łokciach. Zakręciło mi się w głowie.
- O Boże...- jęknęłam. Wydobycie dźwięku raniło wysuszone gardło. Miałam chrypkę. Przewróciłam się na bok. Ręka mnie piekła.
- Cholera jasna.- syknęłam widząc poparzenie.
~Weź się w garść.~ wymruczał Rosier w moich myślach. Rozejrzałam się w poszukiwaniu mojego futrzanego przyjaciela. Siedział na kępce mchu w swojej dziennej postaci- kościstego, perskiego kota o czarnym, błyszczącym futerku. Zielone oczy pobłyskiwały z ironią. Nienawidziłam tego wzroku.
- Przypomnisz mi, co się stało?- zapytałam przeczuwając odpowiedź.
~Nie pamiętasz?~ zapytał doskonale wiedząc co powiem.
- Nie bardzo.- pokręciłam głową co wywołało salwę bólu. Półprzytomna pogrzebałam w połach sukni. Odnalazłam sakwę. Pogrzebałam chwilę.
- Jeeeest.- mruknęłam z lubością wyciągając niewielką fiolkę z naparem. Pociągnęłam dwa zdrowe łyki. Kiwałam się przez chwilę dochodząc do siebie. Wywar z czarnych jagód jest najlepszym ze znanych mi specyfików na ból głowy. Potrząsnęłam głową wyzbywając się ostatnich cząstek potwornego bólu.
- No dobra. Powiesz mi w końcu?- zapytałam patrząc wyczekująco w oczy dziennemu Rosierowi. Czarny kocur wpatrywał się we mnie intensywnie, po czym zmierzył mnie wzrokiem.
~Najpierw się ogarnij.~ usłyszałam w myślach. Spojrzałam po sobie. Wyglądałam tragicznie. Czarna suknia ze szkarłatnym obszyciem była wygnieciona, w kilku miejscach poprzyczepiały się do niej rzepy, resztki liści i błota. Niepewnie podniosłam się do pozycji pionowej. Otrzepałam się. Niedbałymi ruchami powyciągałam z kasztanowych loków resztki trawy, błota i mchu. Przeczesałam włosy, spięłam w kok. Poczułam uścisk w brzuchu. Nie pamiętałam, kiedy coś jadłam. Mrucząc pod nosem wygrzebałam z połów sukni resztki czerstwego chleba. Stroje wagantów mają mnóstwo ukrytych schowków, w których można odnaleźć dosłownie wszystko, od kawałków chleba, przez napary i zioła, do monet i broni. Nie zauważyłam, że mój towarzysz na chwilę zniknął. Gdy obejrzałam się na niego trzymał w pyszczku butelkę wina.
- Znalazłeś, czy ukradłeś?- zapytałam wzruszając ramionami i odbierając mu butelkę.
~A stwarzało Ci to kiedyś jakiś problem?
- Tak tylko pytam.- dodałam siadając na kępce mchu. Wyszeptałam pod nosem kilka słów w trzaskającym języku ognia i spomiędzy moich długich palców wyskoczyło kilka iskierek. Chwilę później przede mną znajomo trzaskał ogień.- Teraz mi powiesz?
~Występowaliście wczoraj dla Grubego Księcia. Jak zwykle wszystko szło zgodnie z planem. Wy odstawialiście przedstawienie, my okradaliśmy widzów. ~ Rosier przestał na chwilę upewniając się, że go słucham. Ciężko było nie słyszeć mruczenia we własnych myślach. Dzięki jego słowom mój umysł zaczął się rozjaśniać. Jak przez mgłę przed oczami przelatywały mi obrazy dnia wcześniejszego.
~Książę się zorientował co robimy, rozkazał was pojmać i zabić, wszyscy waganci zdążyli uciec z bram miasta. Nie zabraliśmy nic. Nie zdążyliśmy. Skoczyliście na konie.~ uniosłam rękę by mu przerwać.

Wracały wspomnienia. Galopowaliśmy, co koń wyskoczy. Kątem oka widziałam pozostałych wagantów w kolorowych szatach. Gonili nas. Krzyk Czarnego Kruka- naszego przywódcy. Miałam ich zatrzymać, choć przez chwilę, by wolniejsi mogli umknąć. Wstrzymałam konia tak gwałtownie, że aż przysiadł na zadzie. Słowa niczym lawina popłynęły z mych ust. Żołnierze Grubego Księcia zatrzymali się strwożeni. Pomiędzy mną a nimi wyrosła ściana z ognia. Mnie nie czynił krzywdy, ich parzył. Obróciłam się i rozproszyłam na chwilę ściana zamigotała, ale nie zniknęła za to na mojej dłoni widniała podłużne poparzenie. Zupełnie jak w dniu, w którym występowałam po raz pierwszy. Podpaliłam drzewo. Rozkrzyczana gawiedź obrzuciła mnie pomidorami. Zerknęłam za siebie. Na horyzoncie nie było już widać pstrokatych, waganckich szat. Spięłam ostrogami moją kasztankę i popędziłam w dal. W stronę ciemnej ściany lasu. Ogień przygasał. Żołnierze szybko odzyskali rezon i powrócili do pogoni. Powietrze przecinały strzały. W oddali słychać było ujadanie książęcych chartów. Dotarłam do drzew. Byłam zbyt przerażona, by spojrzeć za siebie. Ujadające psy były coraz bliżej. Słyszałam je. Prawie czułam na karku ich śmierdzące oddechy. W myślach widziałam ich nabiegłe krwią ślepia i wywieszone jęzory. Przede mną rozpościerała się ciemna gęstwina. Widziałam czarną panterę zwinnie omijającą drzewa. Rosier w nocnej postaci. Wiedziałam, że nie ucieknę. Byłam zmęczona i przerażona. Przed oczami tańczyły mi mroczki. Ledwie trzymałam się na koniu. To odpowiednia pora na fortel. Dotarłam do rzeki. Zsiadłam z konia. Wyciągnęłam sztylet. Zraniłam bok ukochanej kasztanki i uderzyłam ją po zadzie. Pognała przestraszona wzdłuż rzeki. Ja wskoczyłam do wody. Przepłynęłam rzekę. Moje szczęście, że nurt był tego dnia wyjątkowo spokojny. Schowałam się w lesie po drugiej stronie. Udało się, psy pobiegły za rannym koniem, żołnierze za nimi. Schowana w gęstych krzakach przysnęłam. Właściwie straciłam przytomność.


~No i jesteśmy w punkcie wyjścia.~ mruknął Rosier, gdy wszystko sobie poukładałam.
- Jak wyglądają sprawy w mieście?
~Skąd mam wiedzieć? Gdy zemdlałaś ułożyłem się obok Ciebie, bo wy ludzie macie to do siebie, że szybko oddajecie ciepło. Mogłaś zamarznąć.~ podrapałam przyjaciela za uchem. Gdyby nie on, już pewnie bym nie żyła. Zamruczał słodko. Podniosłam się. Teatralnym gestem zgasiłam ognisko. Wciągnęłam haust powietrza. Wkoło unosił się zapach lasu, przetykany nutką spalenizny, zgnilizny i ziołowego aromatu. Nic niepokojącego.
~To co robimy?~ zapytał mój towarzysz wskakując mi na ręce.
- Musimy się dowiedzieć gdzie jesteśmy i co z pozostałymi.- odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie. Szliśmy w milczeniu, przetykanym, co pewien czas moim sykiem. Przemierzanie lasu z kotem na rękach nie należało do najprostszych. Mchy i wystające korzenie czaiły się by się o nie potknąć, niższe gałęzie czepiały się włosów i ubrania. W przejaśnieniu między drzewami zauważyłam trakt. Wystraszyłam się. Jeśli mnie znajdą? Zginę. Gruby Książę słynął z okrucieństwa. Pewnie wyznaczył już za nas nagrodę. Chwilowo las dawał mi bezpieczne schronienie. Ruszyłam wzdłuż kamiennego traktu. Sporadycznie ktoś pędził po kamieniach. Dotarłam do bramy miejskiej. Przyjrzałam się jej dokładnie. Nie było strażników, jak w każdym mieście pod kuratelą Grubego Księcia. Słońce chyliło się już ku zachodowi. Nagle ściemniło się, jakby ktoś nakrył złoty dysk ciemnym kocem. Niezauważona przemknęłam przez ogromną bramę. Ukrywając się przemierzałam wąskie uliczki. Rosier podążał za mną już w swojej nocnej postaci- pantery o lśniącej, czarnej sierści. Jedyne, co się w nim nie zmieniło to nienaturalne zielone oczy.
- Idź i zapoluj, bo pewno jesteś głodny.- szepnęłam do niego. Chwilkę później już go nie było. Zostałam sama. Ruszyłam dalej w poszukiwaniu jakiejś tawerny, karczmy, lub innego skupiska ludzi, którym pod wpływem napojów alkoholowych rozwiązują się języki. Moich uszu dobiegł gwar rozmów. Nieznane mi głosy zawzięcie o czymś dyskutowały. Ruszyłam w tamtym kierunku. Nie rozumiałam, o czym rozmawiają. Ciągle słyszałam tylko Nightwood i Nightwood. Z ukrycia obserwowałam tłum ludzi. Gwar rozmów i kłótni. Niektórzy wymieniali towary, targowali się co do ceny, ktoś zadał pytanie, kilkanaście osób naraz, przekrzykując się starały się na nie odpowiedzieć. Inni dyskutowali o minionych wydarzeniach.
- Witaj- usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się przerażona. W głowie kołatały się myśli, że oto nadszedł mój koniec. Kobieta, która za mną stała uśmiechała się szeroko. Biła od niej jakaś serdeczność. Po kryjomu wymacałam sztylet. Kobieta wyciągnęła rękę w geście powitania.
- Nie bój się nie uczynię Ci krzywdy. Jak Cię zwą wagantko?- oczy prawie wyskoczyły mi z orbit. Skąd ona może mnie znać. Spojrzałam po sobie. No tak. Strój. Idiotka ze mnie. Teraz każdy może mnie rozpoznać. Niechybnie zginę.
- Ognista tancerka, lub po prostu Sillien- odpowiedziałam trochę zrezygnowana przeczuwając co mnie czeka i niepewnie ściskając wyciągniętą ku mnie dłoń. Poczułam, że nie zrobi mi krzywdy. Moja rozmówczyni wyjaśniła mi, że las, w którym znalazłam się zupełnie przypadkowo zwie się Nightwood, jest miejscem zapomnianym przez Boga i ludzi. Ja opowiedziałam jej swoją historię. Powiedziała, że nie mam, czego się bać, nikt mnie tu nie wyda w ręce Grubego Księcia, on jest tu zupełnie nieznany. Rozmawiałyśmy dobrych kilka godzin, po czym moja rozmówczyni odeszła. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że się nie przedstawiła. Mijałam ludzi. Nikt nie patrzył na mnie z wrogością. Wszyscy wkoło śmiali się, żartowali, dyskutowali. Poczułam się bezpieczna. Nagle poczułam silny uścisk na ramieniu.


- Chodź za mną wagantko. Mam Ci coś ważnego do przekazania...- Słowom towarzyszył zapach bibliotecznych ksiąg zmieszany ze stęchlizną krypty. Zimny pot zrosił moje plecy. Niespodziewanie uścisk zelżał, a ja odwróciłam się. Za mną stał starzec. Delikatny, ledwie widoczny uśmiech wstąpił na pomarszczoną twarz. Obrócił się i trzymając coś pod płaszczem ruszył ku nieoświetlonej, bocznej uliczce. Rozejrzałam się na boki, czy ktoś mnie widzi i poszłam za nim. Moja intuicja podpowiadała mi, że można mu zaufać. W końcu co niewysoki starzec może mi zrobić złego?
Światła ulicznych latarni nie dosięgały tego zaułka, a w bladym świetle księżyca widać było tylko niewyraźnie sylwetkę stojącego przede mną starca.
- Powiedz mi młoda damo czy nie śni Ci się ostatnio coś niesamowicie realnego?- miał miły głos, a pytanie wydawało się zupełnie błahe. Nie zawahałam się odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
-W snach odnajduję się zawsze jak siedzę nad zakurzonymi zwojami i księgami tak starymi, że ich kartki rozpadają się między palcami... Czytam je i magią odwracam kolejne karty, lecz nie mam pojęcia jak to robię...
- Rozumiem... czy mogę zobaczyć co trzymasz w sakiewce? Nie bój się, to nie jestem złodziejem...- starzec wyciągnął ku mnie rękę. Cofnęłam się o krok.
- Nie mam sakiewki. Wolę być wolna od takich trosk.- skłamałam, byle tylko odczepił się ode mnie. Starzec pokiwał głową i rzekł w zadumie jakby wiedział, że skłamałam.
-Powiedz mi jeszcze, kim chciałeś być jako małe dziecko?- ot, kolejne błahe pytanie. Tu nie wahałam się odpowiedzieć. Nigdy nie chciałam być złodziejką, którą się stałam. Ba. Nawet nie marzyłam o przynależności do wagantów. Jednak los chciał inaczej i gdy dorosłam i rozwinęłam swój talent, byłam jedną z gwiazd występów. Większość ludzi boi się ognia. Istoty, które mogą go poskromić i ułagodzić zyskują podziw i szacunek.
-Uczonym lub potężnym magiem, który posiada wielką wiedzę.- tak, to było moje marzenie. Tylko marzenie. Mara senna. Nigdy nie było mi to dane. Ogień mnie słuchał. Czarny Kruk w zamian za urozmaicanie waganckich występów zgodził się przygarnąć mnie pod swoje skrzydła. Spojrzałam z politowaniem na starca.
- Dziękuję Ci za odpowiedzi... Tak jak myślałem, będzie on doskonale do Ciebie pasował... – Starzec położył na ziemi to, co dotychczas skrywał pod płaszczem. - Weź to, jest Twoje.
Przykucnęłam i wzięłam do ręki kulisty przedmiot.
- To jest jajo! – krzyknęłam i podniosłam wzrok na starca... lecz ten zniknął, równie nagle jak wcześniej się pojawił. Schowałam jajo za pazuchę.

~Co to?~ zapytał Rosier podchodząc do ogniska.
- Jajo.- mruknęłam lakonicznie.
~Tyle to widzę. Ale czego jajo?
- Według tej książki, jest to jajo smoka umysłu.- wyjaśniłam wskazując na grubą, starą księgę leżącą na moich kolanach. Było w niej wszystko dotyczące opieki nad chowańcem i funkcjonowania w lesie Nightwood. Zioła, miejsca gdzie smok może polecieć, zbroje i różne ciekawe składniki. Wertowałam kolejne karty, gdy usłyszałam ciche stukanie. Spojrzałam w zielone ślepia przyjaciela.
~To nie ja.~ powiedział Rosier z wyrzutem. Moim oczom ukazał się nietypowy widok. Z jaja, które wygrzewało się przy ognisku nieporadnie wykluwał się smok. Lazurowe łuski błyszczały odbijając płomienie.
- Witaj Elspeth.- pochyliłam się ku stworzeniu i wyciągnęłam dłoń z kawałkiem mięsa. Smoczyca zachłannie wyrwała ochłap i połknęła go. Podałam jej następny. Mijały dni. Smoczyca rosła jak na drożdżach. Niewiele później do mojej hodowli dołączył Siergiej- smok natury i Fira- smoczyca duszy. Powoli przyzwyczajałam się do nowego życia. Las obfitował w pożywienie, czułam się bezpieczna. Zdobyłam kilka nowych przyjaźni. Po czasie do mojej wesołej gromadki dołączyły dwa ostatnie chowańce: Airandile- smoczyca nocy i Flantlight- smok czasu. Spełniło się moje marzenie. Byłam bezpieczna. Nie musiałam występować przed trwożliwą gawiedzią by zarobić na życie. Nie musiałam kraść dla Czarnego Kruka. Nikt nie wydał mnie Grubemu Księciu. Żyłam spokojnie z dala od trosk. I tak trwam po dziś dzień...


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

#2 2009-12-19 20:17:12

Zytus

http://i29.tinypic.com/32zhs38.png

Skąd: Elbląg
Zarejestrowany: 2009-07-10
Posty: 278
Nick na NWD: Denny Colt

Re: Prace konkursowe - Edycja III

2. Fabella

"Ratunek"

Historia zmyślona z elemantami prawdy.


Wybiła północ. Zamknięta w tym więzieniu, umierałam z braku pomysłu co zrobić. Dla mnie, urodzonej intelektualistki było to czymś okropnym. Ale wtedy przyszło wybawienie. Ktoś zastukał w okno.
-Zajmę Ci tylko chwilę, odpowiedz mi na kilka pytań.
-Niech będzie i tak się tu okropnie nudzę.
-Powiedz mi niewiasto, co ci się śni?
Śni? Powtórzyłam w myślach zdziwiona. Sny były wybawieniem od wszechogarniającej nudy. Starałam się je więc zapamiętywać. To tylko niewinne pytanie. Zdecydowałam się więc odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Ostatnio nawiedzało mnie pięć snów i wrażeń zmysłowych.
- W snach odnajduję się zawsze jak siedzę nad zakurzonymi zwojami i księgami tak starymi że ich kartki rozpadają sie między palcami... czytam je i magią odwracam kolejne karty lecz nie mam pojęcia jak to robię..., a innym razem to moje sny są związane ze zwiedzaniem ogromnych podwodnych jaskiń zamieszkanych przez dziwne stwory..., a parę dni temu wzniosłam się wysoko ponad chmury, bawiłam się nimi, a moje ciało było lekkie niczym letni podmuch wiatru..., wczoraj to śniło mi się samotne drzewo rosnące pośrodku olbrzymiej polany, które wzywa mnie po imieniu...a czasem nic mi się nie śni tylko... gdy kładę się na posłanie, mój umysł zalewa świetlisty promień całkowicie mnie odprężając. Przebywam w tym błogim stanie do rana. Wstaję wypoczęta a blask znika aż do następnej nocy...
-Dobrze wystarczy. Jesteś w więzieniu, a gdy byłaś na wolności, co nosiłaś w sakiewce?
-Nie miałam sakiewki. - odparłam.
Co to za wypytawanie jest? Myśli sobie nie wiadomo co, jakiś gość...
-Dlaczego? - Uuuh. Jak mnie wkurza coś takiego.
-Wolałam być wolna od takich trosk.Tylko czasem nosiłam bukłak z wodą z rodzinnych stron, ona przypominała mi o domu... - W moich oczach staneły łzy.
-Nigdy nie miałaś sakiewki? - dopytywał się natarczywie.
-Nie przypominam sobie. Miałam tylko plecak z trzema świecami i ulubioną książką... Choć tak! Kiedyś nosiłam sakiewkę. Miałam w niej zioła i nasiona, było to wtedy, gdy chodziłam i pomagałam ludziom w wiosce...
-Więc taki był twój zawód?
-Tak. Ale oskarżono mnie, że jestem czarownicą. Jutro mam spłonąć na stosie.
-Boisz się?
-Nie. Wolę śmierć, niż udręki tutaj, nie dostałam jedzenia ani picia od trzech dni.
-A zawsze chciałaś pomagać innym?- spytał.
Ale się przejął moim losem! Wściekła odparłam prawdę.
-Jak miałam tak ze 3 latka to chciałam być lotnikiem. A później czarodziejem! A jak miałam 10 lat to stwierdziłam, że będe poławiaczką pereł. A później to już chciałam być druidem albo kimś kto pokazuje innym drogę...
-Wypij to mała. - podał mi bukłak - wiem, że chce ci się pić.
Wzięłam i bez wahania wypiłam. Byłam taka spragniona! A potem usnęłam.
Obudziłam się na polanie. Dookoła była mgła, a obok mnie leżało 5 jajek...

Ostatnio edytowany przez Zytus (2009-12-19 20:21:46)


http://img269.imageshack.us/img269/5374/sygnaturav.gif

Offline

 

#3 2009-12-19 21:20:01

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Re: Prace konkursowe - Edycja III

3. Fatality

"Senne wspomnienie"
Fatality w każdy wieczór przechadzała się po uliczkach swojego miasta. Jedynie latarnie oświetlały drogę przed nią. W głębi duszy czuła, że ten wieczór będzie wyjątkowy i nie myliła się. Na rogu cukierni, w której kupowała swoje ulubione eklerki stał mężczyzna z dość długą siwą brodą. Kaptur od płaszcza zasłaniaj mu twarz od nasady nosa w górę więc najbardziej dostrzec można było usta tajemniczego jegomościa. Fatality minęła staruszka jednak kontem oka zmierzyła go bardzo dokładnie. Zaniepokoił ją delikatny uśmiech mężczyzny. Serce biło jej nieco szybciej jednak szła pewnym krokiem.
-Możesz mi odpowiedzieć na parę pytań?
Fatality odwróciła się na pięcie i lekko zbulwersowana odpowiedziała donośnym głosem
-Czego pan chcę?!
-Tylko odpowiedzi.
-Hmmm... a konkretniej?
-Zadam Ci parę pytań i liczę na szczerość.
-Zazwyczaj nie rozmawiam z nieznajomymi, przynajmniej nie w ten sposób.
-Czyżbyś się bała?
-Może...
-Spokojnie. Nic Ci nie zrobię.
-W takim razie pytanie numer jeden!- dziewczyna uśmiechnęła się złowieszczo –odpowiem, ale wszystko w granicach rozsądku.
-Ciekawi mnie jedna rzecz, co Ci się ostatnio śni?
-Sny? Chcesz poznać moje sny? Coś pan kombinuje.
-Czekam na odpowiedź.
Fatality spuściła głowę w dół i zaczęła mówić.
-Uciekam z pożaru i w pewnym momencie zaczynam lecieć. Lecę i nagle znajduję się nad oceanem. Wpadam do wody a na dnie widzę jakieś jasne światło, jednak zanim do niego dopływam to umieram. Moja dusza opuszcza ciało i wtedy się budzę.
-Interesujące- zamruczał jegomość –a masz coś może przy sobie?
-Nie. Rozczarowany, że nic nie ukradniesz?
-Nie jestem złodziejem.
-Czyżby?
Mężczyzna spojrzał w niebo i powiedział
-A co zazwyczaj przy sobie nosisz?
-Świeczki, zapałki rzecz jasna, butelkę wody, talizmany. Jak widzisz... albo raczej słyszysz nic cennego.
-Mówiłem, że nie jestem złodziejem.
-Hmmm... jeszcze coś?
Fatality była już nieco mniej zdenerwowana jednak w jej głosie dalej można było usłyszeć nutkę irytacji.
-Tak. Kim chciałaś zostać w przeszłości?
-Sama nie wiem. Myślałam trochę o lotnictwie, nurkowaniu, bawiłam się za młodu w podpalacza i...
-To mi wystarczy.
-Ymm..
Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, przy czym, pod jego płaszczem, można było coś dostrzec. Dziewczyna spojrzała nie pewnie, ale jegomość zniknął gdy tylko Fatality mrugnęła, zostawiając przed nią pięć dość sporych jaj. Gdy do nich podeszła i dotknęła jedno z nich zorientowała się, że nie jest już pod cukiernią. Stała przed gęstym lasem a w głowie usłyszała tylko to Nightwood, twój nowy dom od teraz. Fatality wzięła jaja i powoli weszła do ciemnego lasu. Była nieco wystraszona, ale z drugiej strony odczuwała zaciekawienie i radość. Był środek nocy, więc zmęczona dziewczyna postanowiła położyć się pod pierwszym lepszym drzewem, gdy nagle obudził ją donośny ryk.
-Aaaa! Wena, coś się stało?!
Fatality spojrzała na swoją, już dorosłą smoczycę. W oczach gada było widać strach i zaniepokojenie.
-Spokojnie Wena, nic mi nie jest. Miałam tylko dziwny sen. Śniło mi się pierwsze spotkanie z tym starcem.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, podeszła i uściskała swoją ulubienicę.


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

#4 2009-12-21 16:48:16

Zytus

http://i29.tinypic.com/32zhs38.png

Skąd: Elbląg
Zarejestrowany: 2009-07-10
Posty: 278
Nick na NWD: Denny Colt

Re: Prace konkursowe - Edycja III

4. angeel

Praca jest zmyślona z elementami prawdy. imiona smoków prawdziwe i to, że ich przygarnęłam to też.

Tajemnicze drzewo

Był wieczór. Wracałam z moją koleżanką Raveną z imprezy. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a księżyc powoli wznosił się na niebo. Wyglądało to pięknie. Byłyśmy bardzo podekscytowane tym widokiem. Doszłyśmy do miejsca, w którym się rozchodzimy. Ravena poszła prosto, ja natomiast skręciłam w pobliski las. Była to moja droga do domu. Szłam małą ścieżką, która prowadziła do wyjścia z lasu. Był to właśnie czas, w którym rosną moje ulubione kwiaty, czyli niezapominajki. Schyliłam się i zaczęłam je zbierać. Zbierając kwiaty zobaczyłam drzewo, które było najstarszym drzewem w lesie. Miało już ponad 700 lat. Jego kora była ciemnobrązowa, szorstka w dotyku. Legenda mówi, że to drzewo zasadził tutaj człowiek imieniem Gilfuin, które był rzekomo władcą lasu Nightwood. Moja babcia wiele razy opowiadała mi legendę o tym lesie, choć ja nigdy w nią nie wierzyłam. Podeszłam bliżej drzewa i usłyszałam dziwne odgłosy dochodzące z nikąd. Zabrałam więc mój bukiet niezapominajek i poszłam do domu.
W domu przy kolacji mama zaskoczyła mnie tym co powiedziała.
-Kochanie, dzisiaj zostaniesz sama w domu, ponieważ ja i tata wychodzimy do teatru na musical.
-No dobrze-odpowiedziałam, chociaż wcale nie uśmiechało mi się samej zostawać w domu.-A o której wrócicie?
-Nie wiemy-odpowiedział mi tata, smarując sobie kanapkę dżemem truskawkowym.
Po kolacji poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zawołałam do siebie mojego kota Rufusa. Rufus był cały czarny, a jego oczy były zielone i świeciły dziwnym blaskiem zawsze, gdy na mnie patrzył.
Moje łóżko stało naprzeciwko okna, więc widziałam jak piękny był wtedy księżyc.
Rufus wskoczył mi na kolana, położył się na plecach i zaczął machać swoją przednią łapką, co oznaczało, że mam go pogłaskać po głowie. Usłyszałam na dole mamę, mówiącą:
-My wychodzimy. Dzwoń w razie, gdyby coś się działo.
-Tak wiem. Wróćcie szybko-odpowiedziałam, głaskając Rufusa.
Siedząc tak, nagle zobaczyłam jakieś dziwne światło na niebie. Wyglądało jak gwiazda, która nagle stała się większa, a za chwilę znów wróciła do pierwotnych rozmiarów. Bardzo mnie to zdziwiło ,ale to, co zrobił mój kot było jeszcze dziwniejsze. Zaraz po tym jak Rufus ujrzał ten błysk, zeskoczył mi z kolan i pobiegł do kuchni. Natychmiast pobiegłam za nim. Okazało się, że on chce, żebym otworzyła mu drzwi na pole. Tak też zrobiłam. Zaraz po otwarciu drzwi, kto pobiegł na dwór niczym strzała i przez dłuższą chwile nie wracał. Ja cały czas czekałam na niego z drzwiami otwartymi. Po dłuższej chwili wrócił i swoją łapkę otarł o moją nogę. To chyba miało znaczyć, że mam pójść za nim.
Rufus pędził przed siebie, a ja cały czas biegłam za nim i wołałam, żeby się zatrzymał, ale jego w ogóle to nie obchodziło. W pewnym momencie Rufus zatrzymał się. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że stoimy obok drzewa, w którym wcześniej słyszałam dziwne odgłosy.
Wokół było ciemno i strasznie. Bardzo się bałam. Zewsząd słyszałam głos sowy. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam zrobić.
-Rufus, po co mnie tu przyprowadziłeś? -zapytałam mojego kota, chociaż wiedziałam, że mi nie odpowie.
-Możesz być wreszcie cicho? –przemówił do mnie kto.
Przez chwilę mnie zamurowało. Nie wiedziałam, co mam zrobić.
-To mój kto umie mówić? –Rozmyślałam przerażona.-Rufus, to ty umiesz mówić?
-Tak umiem. A co? To dziwne?
-No, wiesz, koty zazwyczaj nie mówią.
-No, ale ja nie jestem zwyczajnym kotem.
-Jak to? Nie jesteś zwyczajnym kotem? -niedowierzałam.
-No dobrze powiem Ci prawdę-Rufus potrząsnął głową i mówił dalej.-Przysłano mnie na ziemię z misją. Tak naprawdę, to nie jestem zwykłym kotem. Jestem smokiem i pochodzę z lasu Nightwood.
-Nightwood? –pytałam z niedowierzaniem.
-Tak, Nightwood. Dasz mi skończyć? – powiedział trochę zdenerwowany kot.
-Tak oczywiście. Już się zamykam- odpowiedziałam i usiadłam na dużym kamyku, który stał za mną.
-A więc...-mówił kot.-Jak już mówiłem pochodzę z lasu Nightwood. Przysłano mnie na ziemię, abym znalazł wojowniczkę, która będzie w stanie pokonać złego Genericka, który sieje spustoszenie w krainie smoków.
-Ale skąd wiesz, że to ja? –dziwiłam się.
-Gilfuin cię wybrał –odpowiedział.
-Gilfuin? Ten Gilfuin? To ty go znasz? Myślałam, że jest tylko legendą.
-Nie, moja droga. On żyje i ja mam cię do niego doprowadzić.
-Skoro tak, to chodźmy-powiedziałam, wstałam z kamyka i poszłam przed siebie.
-A dokąd to? To tutaj- zatrzymał mnie Rufus.
-Gdzie? Tutaj? -wskazałam na drzewo.
-Tak, to tutaj-odparł kot.
Rufus podszedł do drzewa i w jednym miejscu zdrapał z niego korę. W tej samej chwili z drzewa wydobyło się jakieś dziwne światło. Podeszłam bliżej, ale światło było tak jasne, że nic tam nie widziałam. Kot wskoczył do dziury, z której wydobywało się światło i kazał mi zrobić to samo, ale ja byłam bardzo przerażona i bałam się nawet wsadzić tam rękę. W końcu jednak przełamałam strach i wskoczyłam do dziury.
Przez chwilę moje oczy były tak bardzo oślepione blaskiem, że nawet nie dałam rady ich otworzyć, ale po jakimś czasie doszłam do siebie. O tworzyłam oczy i ujrzałam coś pięknego. Wokół było tak kolorowo i pięknie. W powietrzu unosił się zapach kwiatów, było słychać też, jak strumyk płynie, jak ptaki ćwierkały, a po niebie latały smoki. Nie mogłam uwierzyć, że jestem w lesie Nightwood, i że widzę te mityczne stworzenia, które na pozór były tylko legendą.
-A teraz musimy iść-oznajmił Rufus siedzący na trawie obok mnie.
-Ale dokąd? –pytałam
-Do Gilfuina.
-A, tak! Zapomniałam. Gdzie on mieszka?
Kot wskazał mi swoją przednią łapką dalekie, wysokie wzgórze i powiedział:
-Tam mieszka Gilfuin.
-Aż tam? Ale to strasznie daleko. Ta droga może nam zająć wieki –mówiłam.
-I właśnie od tego masz mnie- mówiąc to, Rufus zamienił się w smoka o pięknych łuskach koloru czarnego i olbrzymich, rozłożystych skrzydłach.-No to wsiadaj i lecimy!
Nie namyślając się długo, wsiadłam na grzbiet przyjaciela i polecieliśmy do chatki Gilfuina. Po drodze mijaliśmy przeróżne smoki. Były czerwone, zielone żółte i wiele, wiele innych. Nie byłam pewna, czy oprócz kolorów, smoki się czymś różnią, więc zapytałam Rufusa, a on wyjaśnił mi, że smoki mają różne żywioły. Lecieliśmy długo, ale w końcu dotarliśmy do chatki Gilfuina. Była ona mała, ze słomianym daszkiem. Rufus musiał zmienić się z powrotem w kota, gdy z nie zmieściłby się w drzwiach małej chatki.
-Mała, ale przytulna-pomyślałam na pierwszy rzut oka.
Weszliśmy do chatki i bardzo się zdziwiłam. Myślałam, że ujrzę wysokiego i silnego mężczyznę, a tymczasem zobaczyłam staruszka i długą siwą brodą. Gdy staruszek mnie zobaczył, natychmiast się przedstawił i kazał nam się rozgościć. Podał ciepłą, ziołową herbatę i zaczął rozmowę:
-Jak się nazywasz, drogie dziecko?- zapytał.
-Aria-odpowiedziałam. A pan to pewnie Gilfuin.
-Tak, masz rację-odparł staruszek.
-A więc... co ja mam zrobić dla Nightwood?
-Zapewne Nighter już wszystko Ci wyjaśnił, ale ja powtórzę. Masz uwolnić naszą krainę od złego Genericka.
-Nighter? A kto to taki?- pytałam.
-Nighter to twój kot. Tak się nazywa naprawdę-wyjaśnił .-Ty jesteś od urodzenia wybranką, która ma pokonać złego Genericka, który sieje zamęt w naszej krainie już od wielu, wielu lat.
-Kim jest Generick?
-Generick to zła postać. Jest on postacią, stworzoną z wody. Zapewne widziałaś strumień wody płynący przez krainę? To właśnie Generick. Może on w każdej chwili wyjść ze strumyka i terroryzować wszystko, co napotka. Jeśli wyjdzie z wody, to rozpoznacie go z łatwością. Będzie to woda, uformowana w jakiś dziwny kształt. Może to być smok, drzewo, a nawet jakiś dom. Łatwo go rozpoznać, zachowuje się dość głośno, jego ciało jest przezroczyste, ale oczy są olbrzymie i świecą dziwnym, zielonym blaskiem.
-Ale jak go pokonać?
-Musisz tylko udać się do alchemika Trismegistusa, a on wręczy wam fiolkę z miksturą, która jest w stanie zniszczyć Genericka. Wystarczy oblać tą miksturą jego błyszczące, olbrzymie oczy.
-A czy ten Trismegistus zrobi to za darmo?
-Ależ nie, moje dziecko. W zamian oczekuje somę.
-A, co to takiego ta soma? –dopytywałam się.
-Otóż soma to płyn, który jest mu bardzo potrzebny, ale nikt nie wie dlaczego.
-A skąd możemy ją mieć?
-Ja jej teraz nie posiadam. Musicie polecieć na Mglistą Polanę, bo to właśnie tam znajduje się soma.
-A to już pozostaw mnie-wtrącił się do rozmowy Nighter. –Zaraz wyruszam na poszukiwanie.
Kot natychmiast zamienił się w smoka i poleciał szukać somy. Długo czekaliśmy na niego, ale po paru godzinach usłyszałam szmer przed chatką. Wybiegłam od razu i zobaczyłam mojego przyjaciela, trzymającego w ręku flaszeczkę ze somą. Ucieszona przytuliłam go, gdy tylko zamienił się znów w kotka. Gilfuin powiedział, abym zabrała ze sobą jeszcze jednego smoka, po czym przyprowadził do mnie smoczycę, która była zielona, poszedł do swojej chatki, wziął jakiś dziwny napój i kazał jej go wypić. Po wypiciu smoczyca stała się całkiem innym smokiem. Nazwałam ją Kassidy.
-Jest to smok wojny-powiedział Gilfuin.
Wzięłam flaszeczkę z somą do ręki i byłam gotowa złożyć wizytę alchemikowi. Polecieliśmy do niego i bardzo szybko dotarliśmy na miejsce. Jego chatka była mała, zbudowana z cegieł, a z komina unosił się kolorowy dym. Gdy tylko byliśmy na miejscu, gospodarz bardzo miło nas przywitał.
-Witajcie! Czego potrzebujecie?- powiedział wesoło alchemik.
- Witam! Jestem Aria, to mój smok Nighter, a to moja smoczyca Kassidy. Przyszliśmy po fiolkę, która powstrzyma Genericka.
-Aha. Wiem, mam taką na składzie, ale oddam wam ją jeżeli macie somę.
-Tak mamy-odparłam i podałam mu flaszeczkę.
-Bardzo dziękuję, a teraz pozwólcie, że pójdę po fiolkę-powiedział alchemik, po czym poszedł do chatki i przyniósł nam eliksir.
Zadowoleni przegnaliśmy go i polecieliśmy do Genericka. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że Generick uwięził młodą smoczycę imieniem Lampo. Postanowiliśmy wywabić go ze strumyka. Wymyśliliśmy plan. Kassidy miała latać nad strumykiem, żeby wywabić bestię ze strumyka , Nighter tymczasem, miały oblać go eliksirem, a ja musiałam uwolnić Lampo. Kassidy ruszyła w powietrze zaczęła latać nad strumykiem. Generick połknął haczyk i wyszedł z jeziora. Wyglądał jak smok wody. Jego oczy błyszczały tak, jak mówił Gilfuin. Ja skorzystałam z okazji i uwolniłam Lampo, a Nighter oblał oczy Genericka płynem od Trismegistusa. Potwór został pokonany, młoda smoczyca uwolniona, a Nightwood pozostało już na zawsze bezpieczną krainą dla smoków.
Postanowiłam zostać w Nightwood już na zawsze. Przygarnęłam 3 smoki: Nightera, Kassidy i Lampo. Towarzyszą mi w każdej chwili, pomagają i są też dla mnie przyjaciółmi.

Koniec


http://img269.imageshack.us/img269/5374/sygnaturav.gif

Offline

 

#5 2010-01-07 22:30:34

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Re: Prace konkursowe - Edycja III

Tura II

5. Ktosiaaa

Tytuł:Ta dziwna.
Zmyślone wszystko.

Zimne,pochmurne niebo.Zimne,pochmurne miasto.Zimna,pochmurna dziewczyna.Szła szybko,nie oglądając się za resztą przechodniów.Za to oni często odwracali wzrok na widok postaci w długim,ciemnym płaszczu i czarnych włosach.Za często.
Zaczęło padać.Duże krople uderzały w mury starych,brzydkich budynków.Dziewczyna mruknęła coś do siebie i załozyła kaptur na głowę.Teraz ciekawscy mogli zobaczyć tylko duże,stalowe oczy patrzące na nich nieprzychylnie.Przeszła przez rynek,rozmawiając szybko z handlarzami.
Nagle wsunęła się w wąską uliczkę,wtopiła się w jej cień.Słychać było tylko jej przyspieszone kroki.Biegła?Otworzyła drzwi domu na końcu ulicy i zniknęła w małym przedpokoju.Trzask zamka.Dziewczyna oparła się plecami o wewnętrzną część drzwi i odetchnęła z ulgą.Powoli ściągała długie,przemoczone buty i weszła na piętro.Krzyknęła nagle:
-Bezimienna!Wiem,że tu jesteś.Nie chowaj się już.
Drzwi drewnianej szafy otworzyły się szybko.Gdy kurz opadł,dziewczyna zauważyła swoją małą smoczycę najspokojniej w świeice gryzącą rąbek jej płaszcza.
-Wiem,że jesteś głodna.Ale dzisiaj udało mi się kupić tylko kilka czarnych jagód.Handlarze zaczynają zadawać kłopotliwe pytania:”po co ci czarne jagody?A wczoraj kupowałaś ziarna,co z nimi zrobisz?”Chyba zaczynają coś podejrzewać.
Bezimienna pochłaniała łapczywie jagody.Dziewczyna podeszła do okna i zasłoniła długie rolety.
-Wiesz,że uważają cię za krwiożerczą bestię?Wiesz,że jeśli cię znajdą to zabiją nas obie?
Smoczyca słuchała uważnie jej głosu.Patrzała na nią swoimi wielkimi oczami.
-I wiesz,że...
-Tosia.
Dziewczyna obróciła się w stronę chowańca.
-Tosia-powtórzyła dobitnie mała smoczyca.
-Nie wiedziałam,że umiesz już mówić.Ale nie nazywam się Tosia,wiesz?
-Ktosia?
Wysoka postać zastanowiła się przez chwilę.
-Może być.
Dziewczyna cofnęła się pamięcią do czasu,w którym znalazła ogromne,smocze jajo.Zima.Chłodna,nieprzyjemna noc.I dziwne,okrągłe coś akurat na jej schodach.A potem strach,że ktoś odkryje jej sekret.Oczekiwanie na wyklucie smoczątka.A teraz Bezimienna robiła się coraz starsza i starsza.

-Bezimienna!
Ktosia stała przechylona przez poręcz drewnianych schodów i lustrowała wzrokiem pomieszczenie.Potem przeszukała inne pokoje.
Smoka nie było.Na pewno.
Dziewczyna wetchnęła krótko.Wiedziała,gdzie znajduje się jej podopieczna.Ubrała długie buty i płaszcz.Późna pora...Po chwili wahania przytoczyła do pasa długi,srebrny miecz.Pchnęła drzwi i smiało wyszła na ulicę.Otoczyło ją świeże,rześkie powietrze pachnące tysiącami przypraw-Oryan był celem wielu handlarzy z dalekich stron.Dziewczyna uwielbiała słuchać ich spiewnych głosów-„Ktooo daaa...No ktooo daaa wiięcejjj...”Teraz,w środku nocy,na rynku nie było śladu po skleconych byle jak straganach.Został tylko zapach.Ktosia przechodziła koło pieknych,wytwornych kamienic które z czasem ustąpiły miejsca małym,drewnianym chatkom.Po chwili była już poza granicami miasta.Ścisnęła rękojeść miecza,dodając sobie odwagi.Istniała tylko ona-i księżyc.Srebrny i majestatyczny,patrzący na nią pogardliwie.I moczary.Cel jej wędrówki.Była pewna,że Bezimienna gdzies tu jest...ale czy tylko ona?Rozejrzała się czujne,lekko pochylona do przodu.Nagle usłyszała jakiś szelest.Coś sunęło w jej stronę,coraz bliżej i bliżej.Odwróciła się,z mieczem w ręku.Z otaczającego ją mroku wyłonił się duży,kształtny łeb zwierzęcia,potem para nietoperzych skrzydeł,a na końcu-długi,biczowaty ogon.Przed dziewczyną stała młoda smoczyca barwi krwi.Miała postrzępione skrzydła i liczne blizny na ciele.Jej pazury lśniły groźnie w nikłym świetle księżyca.Wyglądała pięknie i majestatyczne.Patrzała na ciemną postać wielkimi,czarnymi oczami.
-Ktosia?Co tu robisz?-odezwała się smoczyca chrapliwym głosem.
-A co ty tu robisz?Nie,nie mów mi że znowu wymknęłaś się,żeby zapolować na bydło chłopów.Wiesz,czym to się może skończyć?Wiesz,na co się narażasz?
Dziewczyna podeszła do niej i spojrzała jej w oczy.
-Ale ja nie boję się śmierci-powiedziała powoli Bezimienna-Jestem smoczycą wojny.Ból nie jest mi straszny.A jagody... już mi nie wystarczają.
Ktosia odwróciła się.Powoli podeszła do swojego miecza,który leżał kilka kroków od niej.Podniosła go z chłodnej ziemi.Oglądała klingę,pełną rys i zadrapań.Nie chciała,żeby smoczyca widziała jak połyka łzy.Duże i gorące.
-Lecimy do domu?
Dziewczyna zobaczyła w klindze odbicie Bezimiennej.Stała tuż za nią.
-Dobrze.-odpowiedziała jej cicho.
Po chwili leciały już wysoko nad moczarami-tak,aby nie dostrzegli ich ludzie z miasta.Ktosia spoglądała z wysoka na swoje rodzinne miasto.Wydawało jej się plamką na bezkresnej równinie.Nagle otoczyła je ciemność.Bezimienna zatrzymała się gwałtownie.
-Co się stało?-zapytała się dziewczyna.
-Nie...nie wiem gdzie lecieć.Jest za ciemno.
Po chwili wahania ruszyły na południe.Ciemność powoli ustępowała-najwyraźniej świtało- i dziewczyna zauważyła,że lecą tuż nad dachami domów w jakiejś małej osadzie.
-Bezimienna,szybkoDo góry!-krzyknęła przerażona.
Jednak było już za późno.Krzyki,świsty strzał.I długi lot w dół.Rozpaczliwy ryk smoczycy.

Ktosia wolno otwierała oczy.Bolało.Dotknęła ręką głowy-była zabandażowana.Z trudem podźwignęła się na łokciu.Leżała w ładnej,jasnej chatce.Usłyszała spiew ptaków.”To jakiś las?”-pomyślała zdumiona.Usiadła,lekko postekując.Nagle koło niej stanęła dziewczyna w długiej,białej sukni.Usmiechała się lekko.
-Kim jesteś?Wychrypiała Ktosia.
-Smoczą Damą.Rozbiłaś się w samym środku naszego lasu.Jestem lekarzem,więc postarałam ci się pomóc.Tylko jak zdołałaś rozbić zaklęcia chroniące Nightwood i przedrzeć się przez Barierę?
Ktosia krzyknęła nagle.
Bezimienna!Gdzie ona jest?Cos się jej stało?
Dźwignęła się na nogi i z trudem zrobiła kilka kroków.Upadła.
-Bezimienna to twoja smoczyca,tak?Nic poważnego się jej nie stało.Teraz rozmawia z innymi smokami.Ty też miałaś duzo szczęścia.Mogło skończyć się o wiele gorzej.
-Smo..kami?
-Tak.Nightwood to smoczy las.Bez wrogim smokom i hodowcom ludzi.Bez wojen.I praktycznie bez kłopotów.-Dama spojrzała na nią z ukosa.
-Zostajesz,czy wolisz wracać?

Minęło kilka tygodni Ktosia wyzdrowiała i razem z Bezimienną postanowiły na zawsze zostać w Nightwood.Przechadzając się ze smoczycą wieczorem po lesie,dziewczyna nagle poczuła mocny uścisk czyiś palców na swoim ramieniu.
-Chodźcie ze mną. Mam wam coś ważnego do przekazania...
Po paru dziwnych pytaniach starzec zniknął.Zostało tylko wielkie,czarne jajo,poruszające się lekko.
-Czy to...
-Tak-odpowiedziała krótko dziewczyna.
Przyklękła delikatnie obok jaja.Na jego gładkiej skorupie dostrzegła odbicie siebie i Bezimiennej.
A więc historia toczy się dalej...-wyszeptała.
THE END

I uprzejmie donoszę,że akapity nie chcą mi się zapisywać-tzn.nie widać ich w podglądzie posta.Zamiast nich 'wyenterowałam' tekst,aby był bardziej czytelny.


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

#6 2010-01-10 13:07:07

Zytus

http://i29.tinypic.com/32zhs38.png

Skąd: Elbląg
Zarejestrowany: 2009-07-10
Posty: 278
Nick na NWD: Denny Colt

Re: Prace konkursowe - Edycja III

6. Fabella

Praca zmyślona.

Życie Smoków.


Szybkim krokiem biegłam do małej polanki w głebi lasu. Stanęłam na środku i zagwizdałam przeraźliwie. Po chwili przede mną stanęły 4 smoki.
-Minęło już jakieś 25 dni ludzkich - zaczęłam niepewnym głosem - czyli żyjecie już 25 lat smoczych. Dzisiaj dołączy do was.... to maleństwo. - wyjęłam jajko z kieszeni płaszcza.
Naria podeszła do mnie. Oglądała je ze wszystkich stron po czym dmuchnęła na nie strumieniem gorącego powietrza, a ono wyraźnie się powiększyło.
-To jest Lailenna - szepnęłam - czyli Lai. Ona nie ma rodziców, więc to wy bądźcie nimi dla niej...
-Skąd się w takim razie wzięła? - spytała Aqualia. Głos smoka jest zawsze bardzo spokojny, więc nie byłam już tak podenerwowana.
-Trismegitus je dla mnie stworzył. - przekazywałam im pospiesznie mój sekret - Smoki robi się z Somy lub czasem z Deterio, to zależy od rodzaju i kilku innych składników. Takie... specjalne smoki jak Lai... - plątał mi się język. Bałam się nie tylko jak ją przyjmą, ale też o to jak zareagują, gdy dowiedzą się, że nie zostały stworzone dla mnie.
- A my jesteśmy...? - W głosie Narii słychać było lęk, smoczyca nerwowo wypuszczała serduszka z dymu. Aqualia obgryzała kłami pazury, ale Avena i Tao stali spokojni i opanowani jak gdyby nigdy nic.
-Pewnego dnia pewien stary człowiek stworzył miliony jaj. Umieścił je w genach smoków. Nie wiemy do dziś w jaki sposób... - mówiłam krótkimi zdaniami, bardzo zdenerwowana. Wiedziałam, że brzmi to trochę bezsensownie. Wzięłam głęboki oddech, zmusiłam się do uśmiechu i kontynuuowałam.
-Smoki nie mogą same się rozmnażać. One spotykają na wyprawach inne smoki i robią to jednak, bo mają te jajka zakodowane i dzięki temu rodzą się małe smoki. Ale po zniesieniu jaja smoczyca musi je porzucić. Duch tego starca znajduje je i wręcza ludziom, którzy mają wolę i chęć opiekować się nimi. - Skończyłam i oczekiwałam na reakcję.
-Biedna Laiunia - Naria była bliska płaczu. - Będę jej zastępczą mamą.
Zalała mnie fala wdzięczności. Spodziewałam się wyrzutów, pretensji, a tu... Oddałam jajo Narii. Odeszła z nim w głąb lasu.
-Dla was mam jeszcze jedną złą wiadomość. - To była jedna z najtrudniejszych decyzji mojego życia, chociaż kiedyś to zrobiłam, ale wtedy Helion był tylko małym jajkiem, które zresztą znalazłam i ogrzałam, by mogło się wykluć. - Jesteście wolne.
Stały bez słowa. Najpierw podeszłam do Tao.
-Tak być musi. Żegnaj.
Odleciał bez słowa, a mnie aż coś ścisnęło za serce.
-Aqualio... Żegnaj.
-Jak mogłaś, byłam, byłam Twoim smokiem! - Aqualia płakała. To jeden z najgorszych widoków na świecie - płaczący smok. Jakkolwiek płaczą tylko smoki wody, no i śniegu, ale one mają lodowe łzy, nie prawdziwe, gorące, takie jak cios w serce. Zamknęłam oczy. Odleciała. Podeszłam do Aveny. Była taka piękna, w poświacie księżyca, ręce mi drżały. Nie mogę tego zrobić mojej najpiękniejszej....
-Aveno, Ave... Leć niech powietrze będzie lekkim...
-Żegnaj, może kiedyś mnie jeszcze weźmiesz? - spytała błagalnie i odleciała, nie czekając na odpowiedź.
Po pięciu dniach poszłam do ducha i wzięłam od niego jajo duszy. Był to też dzień wyklucia Lailenny. Naria też rosła zdrowo. Pewnego dnia przyniosła mi dziwną szkatułkę.
- Mogę, mogę otworzyć? Spotkałam Ave na wyprawie, ona mówiła, że to mnie może zmienić w smoka magmy! - piszczała podniecona.
Po długim zastanowieniu dałam jej kluczyk. Smutna lekko wróciła z małym, czerwonym kamykiem. Tylko to znalazłam. Silia - smoczyca duszy też kiedyś przyniosła takie puzderko. Naria znów je otworzyła. Tym razem miała jeszcze mniej szczęścia, krzyczała z bólu. Pobiegłam przestraszona. Ale nie było tam mojej smoczycy natury. Była smoczyca duszy i karteczka ,,ZMIANA''. Byłam trochę zła, ale w końcu pogodziłam się z losem. Czekam teraz, aż Naria stanie się dorosłą (będzie to za 20 dni), Lai już jest młodym smokiem - jest wyjątkowo piękna, ale walecznością nigdy nie dorówna Narii. Silionea jutro będzie młodą smoczycą. Naria nadal nie ma młodych. Może nie ma ich w kodzie genetycznym?


http://img269.imageshack.us/img269/5374/sygnaturav.gif

Offline

 

#7 2010-01-10 17:57:29

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Re: Prace konkursowe - Edycja III

7. Melpomene
I tura
Cała moja historia- Melpomene, Towarzyszki Świtu, zaczęła się w mieście, o którym nawet nie chcę myśleć.
Nazywałam się Margitte Jakaśtam, bo nie chcę pamiętać nazwiska. Byłam osobą ładną, szanowaną, wysoko urodzoną... I niegłupią, ale akurat to nikogo nie interesowało. Ot, głupi i brzydki książe postanowił, ni mniej, ni więcej, ale że w dniu moich osiemnastych urodzin zostanę jego żoną... Starałam się o tym nie myśleć, i cieszyć swoim życiem, tak długo, jak się da... Marzyłam o hodowaniu smoków, jak moja tajemnicza, podobno zmarła kuzynka Soflirr... Coś, na co moi interesowni rodzice nie chcieli się zgodzić...
Okrutny dzień nadszedł szybciej, niż przypuszczałam. Był pierwszy dzień lata, obudziłam się o czwartej rano. Zobaczyłam przez okno coś niezwykłego... Postanowiłam usiąść na parapecie i przyjrzeć się. To był Świt. Coś... Tak wspaniałego... Patrzyłam oniemiała. Nie... Przez 18 lat mojego głupiego, pustego życia nie widziałam niczego tak pięknego. I wtedy poczułam, jak moje serce tłucze się w piersi, jak moja dusza krzyczy: Odejdź stąd! Uciekaj!... Podniosłam ukochaną książkę, jedyną towarzyszkę mojego cierpienia. Coś wysunęło się spomiędzy stron. List?... Tak...
„Droga Melpomene!
Uciekaj! Do kraju Hannug, miasta Trivallar! Bądź o północy na głównym placu... Tego, kogo tam spotkasz, zapytaj o położenie Mglistej Polany w Lesie Nocy. Niczego się nie bój, zostałaś wybrana na hodowczynię!
Pozdrawiam,
Soflirr
Moje serce łomotało jeszcze głośniej. Tak, powiedziałam sobie. Koniec z Margitte. Melpomene. Melpomene wyruszy w drogę.
Pomijam całą podróż. Była długa, męcząca i nieprzyjemna. Gdy wreszcie, wyglądając bynajmniej nie jak księżniczka dotarłam do Trivallar, byłam wręcz wrakiem człowieka. Jednak czekałam do północy. Usiadłam na ławce. Światło małej latarni dodawało mi otuchy... Było... Takie ciepłe... Złote... Takie dobre... Z niego wyłaniała się jakaś postać... W czarnym płaszczu z kapturem... Stała przede mną... „Odpowiedz mi na trzy pytania, Melpomene!” usłyszałam głos starca. „Dobrze, lecz dlaczego ja?” „Bo tu jesteś”. Spełniłam życzenie nieznajomego. Zniknął, a latarnia zgasła. Zdumiona pogładziłam gładką, błękitną powierzchnię jajka. Omantalia? Tak...
Obudziłam się. Było zimno, mokro... Nade mną pochylała się młoda kobieta. Niska, z krótkimi, czarnymi włosami i dużymi, srebrnymi oczami.
-Mel... Chodź już.
-Kim jesteś?
-Soflirr. Bierz jajo i idziemy.
Oszołomiona i zesztywniała, dałam się prowadzić. Nie wiem, jak długo szłyśmy i którędy. Ale nagle rozbudziłam się i zorientowałam, że Słońce zachodzi i stoję samotnie przed Lasem. Czarnym Lasem. Weszłam w gęstwinę, bez chwili żalu. To, co zostawiłam za sobą było jednym, wielkim koszmarem.
Wreszcie Mglista Polana... Niski pagórek, zaraz, czy to jest wejście?...
I tak zamieszkałam w Nightwood. I nie ma we mnie już nic z Margitte. Melpomene, Towarzyszka Świtu, pozostanie tutaj do końca swoich dni.

I to by było na tyle.

II tura

Sennie kiwając się, siedziałam pod drzewem na Starym Cmentarzu. Było chłodno. Otuliłam się szczelniej szarym płaszczem i przymknęłam zaczerwienione od płaczu oczy. Widok martwego smoczątka wstrząsnął mną do głębi, podobnie jak małą Esmoane, która aktualnie spała na moich kolanach. Czekałam, aż pięć młodych smoków wychynie z czarnego budynku mauzoleum. Ziewnęłam, ale oto i jest Glyfhorrin! Podszedł bliżej, a ja syciłam wzrok grą ostatnich promieni Słońca na jego złotych łuskach. Spojrzał na mnie, a ja od razu zrozumiałam, czego chce.
-Jasne. Możecie zostać dłużej- wyszeptałam i uśmiechnęłam się. Bestia otarła się łbem o moją rękę i odeszła.
Zmęczenie przygniatało mnie. Powieki ciążyły… -Trzeba wstać- pomyślałam... I oparłam się wygodniej o stary pień.
Kiedy otworzyłam oczy, było ciemno, a wiatr dął przenikliwie. Przestraszyłam się i obudziłam Esmo. Mała smoczyca urodzaju rozejrzała się z niepokojem. Nagle silny podmuch prawie mnie przewrócił i usłyszałam ponury, nieprzyjazny głos wymawiający moje imię... Krzyknęłam cicho, porwałam z ziemi smoczątko i pobiegłam w stronę mauzoleum. Pomyślałam, że odnajdę swoje smoki i wrócę z nimi do jaskini. Otworzyłam skrzypiącą bramę i wrzasnęłam; przede mną stał szkielet.
-Niemartwy!- jęknęłam- Proszę cię, wpuść mnie!...
-Oczywiście... Ale ona mnie nie pokonała... Musi tu pozostać.
-Błagam cię, tu jest ciemno, niebezpiecznie... Chcę tylko znaleźć resztę i wrócić.
-Przykro mi, Mel. Nie mogę złamać tego prawa.
-Amber- szepnęłam- proszę- gdy wypowiedziałam jego prawdziwe imię westchnął i odsunął się, a ja pomyślałam, jak to dobrze mieć dobre stosunki ze Strażnikami... Powoli zagłębiłam się w mroczne korytarze.
Początkowo szłam spokojnie z Esmoane u boku, ale potem... Zrobiło się tak czarno, i, i... Wpadłam w panikę. Co ja robię w środku nocy, w głębinach mauzoleum... Jęknęłam, zaczęłam miotać się i wołać: Omantalia! Glyfhorrin! Akhara!!! Samanthille!!! Ottonir!!!... Jęknęłam jeszcze raz, i nagle znów odezwał się ten głos... Wrzasnęłam przeraźliwie i popędziłam jak najdalej, cały czas krzycząc. Byłam już na powierzchni, wśród grobów... Kątem oka ujrzałam srebrzystą postać, sunącą powoli za mną... Zaczęła się ucieczka, jedno z najstraszniejszych moich przeżyć. Biegłam na oślep, czułam mokre gałęzie chlastające mnie po twarzy...
Zatrzymałam się. Byłam na Mglistej Polanie! Esmoane tuż obok... Ale z północy... Coś nadciągało w górze. Czarne, kłębiące się chmury... A potem rozpętało się nocne piekło. Strugi deszczu niemal przygniotły mnie do ziemi, błyskawice oświetlały niebo groteskowym blaskiem, grzmoty huczały niczym jakieś potworne, olbrzymie instrumenty, pioruny rozdzierały płaczące niebo i zapalały drzewa jak gigantyczne groteskowe pochodnie. Tkwiłam w samym środku. Chciałam schronić się w gęstwinie, ale ona płonęła... Wczołgałam się pod nisko półwiszący kamień. Zamknęłam oczy, przycisnęłam Esmo do siebie i pomyślałam, że byłam w Nightwood bardzo szczęśliwa. Płomienie otoczyły nas kręgiem, gorąco, ból... Łoskot pioruna... Nagle przed sobą ujrzałam dwa smoki. Glyfhorrin, Samanthille. Z trudem wyciągnęli nas, pamiętam, jak uniosłam się w powietrze, a potem tylko ciemność.
Następnego ranka myślałam, że ta noc była tylko koszmarem. Ale zdałam sobie sprawę, że moje smoki uratowały mi życie.


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

#8 2010-01-10 18:52:26

Zytus

http://i29.tinypic.com/32zhs38.png

Skąd: Elbląg
Zarejestrowany: 2009-07-10
Posty: 278
Nick na NWD: Denny Colt

Re: Prace konkursowe - Edycja III

III tura

8.1. Fabella

Piszę pracę na Trzecią turę.
                                                  Walka
Szła spokojnie, choć przecież była tak bardzo przerażona. W ustach czuła jeszcze smak ostatniego posiłku, kilku grzybów. Od wielu dni brała również specjalne leki, które czyniły ją silniejszą i mądrzejszą. Wiedziała, jak bardzo są one drogie, dlatego starała się nie sprawić swojej pani zawodu. Dzisiaj została wysłana, by pokonać mitycznego Devę. Musiała go sama odszukać i pokonać. Inaczej nie będzie godna miana smoka.
Ciężka piaskowa zbroja przytłaczała ją do ziemi. ,,Ciekawe z czego ona tak naprawdę jest zrobiona?'' przeleciało jej przez myśl. Czy jednak było to teraz ważne? Jakie znaczenie ma coś, co jest tylko pośrednictwem w rzeczy o wiele ważniejszej? Przecież mur chiński jest podziwiany - ale kto myśli o tysiącach ludzi, którzy go budowali? Wszyscy zapomnieli. Kiedyś będą pamiętać o niej, ale nie o jej napierśniku czy ogonniku.
Kiedyś będą pamiętać o smokach, ale nie o niej.
Wszystko, co robi, robi dla chwały Nightwood.
Ale nie, dla swojej.
Łzy napłynęły smoczycy do oczu, kiedy myślała o tym wszystkim.
Czy warto ryzykować aż tyle? Czy warto ryzykować życie dla idei i honoru?
Czy powinna?
Tak. Warto. I powinna.
Dla chwały jej smoczego rodu.
Dla chwały jej żywiołu.
Dla chwały Nightwood.
Chociaż będzie tylko kolejnym smokiem, który po prostu pokonał Devę. Ale będzie.
- Nario... - Jej pani zawołała ją ledwo słyszalnym szeptem. Cóż, smoki mają lepszy słuch niż ludzie.
- Nariuniu... - Powtórzyła. - Robisz to nie tylko dla chwały ogółu. Przede wszystkim dla siebie i dla mnie.

Padał cios za ciosem. Zbroja wiele była w stanie wytrzymać. Ale Naria jeszcze więcej. Zadała ostateczny cios.
Wygrała walkę.
Przede wszystkim tą najważniejszą.
Wewnętrzną.


http://img269.imageshack.us/img269/5374/sygnaturav.gif

Offline

 

#9 2010-01-11 18:51:11

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Re: Prace konkursowe - Edycja III

9.2. allyson_x3
Złoty jednorożec o smaku toffi podszedł do mnie i polizał po policzku.Po chwili zamieniłam się w mrożoną czekoladę...
Koniec snu. Jak zwykle . Przed wielkim finałem.Puk! Podskoczyłam jak oparzona.Uff...To tylko Nefrelin.
-Już idę!-rzuciłam
Podbiegłam do niej.Smoczyca wyglądałą na zadowoloną mimo że jej ciało pokryte było drobnymi ranami lecz bolesnymi.Spojrzałam na składniki które przyniosła z wyprawy.
-500 srebra... dobrze...CO?...przecież to...Klepsydra!
Byłam wielce zdziwiona.Czyżby Nefrelin znalazła Grobowiec?
-Znalazłaś ukrytą krainę?
Pokiwała głową w potwierdzeniu.To wspaniale! Jednak coś nie pasowało...
-Dawno znalazłaś Grobowiec?
Odwróciła wzrok.Jednak nie miałam czasu robić jej wyrzutów! Klepsydra!
Sprzedać? A może...Smok Czasu?
-Nefrelin wspaniale się dzisiaj spisałaś!
Tak.Będę miała nowego smoka. Tak długo czekałam na smoka Czasu!
-Nefrelin.Idziemy do lasu.Kupimy nowego smoka.Czasu.Będzie się nazywała Nárhia.
***

Gdy wróciłam na mglistą polanę było już ciemno.Rzopaliłam ognisko i obejrzałam jajo.Było piękne.Dokładnie tak je sobie wyobrażałam.Czułam podniecienie , tak jak wtedy gdy to Nefrelin była jajkiem i miałam je przed sobą.
-Już się nie moge doczekać kiedy się wyklujesz!
Nefrelin podeszła by ogrzać jajo.Spojrzałam na nią.Patrzyła na jajo z czułością
,,Będzie dobrze , polubią się" pomyślałam.
***

-Nárhia! Nefrelin!
Smoczyce podleciały do mnie.Nakarmiłam je.Spojrzałam na Nárhię. Niedawno się wykluła.Jest śliczna.Taka słodka.Latają razem z Nefrelin i rywalizują o to która podleci najwyżej.Bardzo dobrze się bawią.
-Polecicie na wyprawę. Nefrelin ty do grobowca , Nárhia na cmentarz.
Smoczyce oderwały się od ziemi i pofrunęły w dal.


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

#10 2010-01-12 16:20:49

Zytus

http://i29.tinypic.com/32zhs38.png

Skąd: Elbląg
Zarejestrowany: 2009-07-10
Posty: 278
Nick na NWD: Denny Colt

Re: Prace konkursowe - Edycja III

10.3 Nekierta
Zgłaszam się ^^ Nick taki sam jak tutaj

Siedziałam na środku polany, gdy nagle coś poderwało mnie do góry. Zaczęłam się śmiać i krzyczeć, by mnie opuściła. Vivan postawiła mnie na ziemi i razem z resztą wylądowały obok mnie. Zamknęłam oczy. Zaśmiałam się, jak za pierwszym razem piach wpadł mi w oczy, a moje smoczyce nie wiedziały co robić. Wszystkie wysypały swoje łupy. Srebro, srebro, Ichor Lugha i.. O! Spojrzałam na Vivan. Ostatnio zaczęła przynosić dużo łupów z wyprawy. Wzięłam w ręce Serce Nocy. Uśmiechnęłam się.
- Vivan, jesteś wspaniała! Dziękuję! Szkoda, że na już nie ma tutaj miejsca, może mielibyśmy nowego towarzysza.. Shumi, Yave, Sunset, Mishakai, Danaé, lećcie do Grobowca. Vivan, zostajesz, jesteś zmęczona.. -spojrzałam na jej rany. Jak zwykle. Jest tutaj paru hodowców, którzy codziennie z nią walczą. Ale nie mam co robić, w końcu to Nightwood.
Ruszyłam ścieżką. Po paru minutach wróciłam niosąc srebro. Uśmiechnęłam się do mojej Vivan. Jest pierwszą i najstarszą smoczycą w moim gronie. Zawsze ją podziwiałam i byłam z niej dumna. Ale nie zapomnę o reszcie moich przyjaciółek. Dużo im zawdzięczam. Lubią mi uciekać i się bawić gdzie popadnie, ale nie jestem tym zaskoczona. Zawsze tak robiły. I za to je kochałam.
Po jakimś czasie wróciły. Niestety, tylko srebro. Podziękowałam im i dałam jedzenia. Zawsze dostawały popołudniu. Po dwóch wyprawach były padnięte i musiałam je nakarmić. Pożegnałam się z nimi i poszłam. Tam, gdzie nie często mnie można spotkać. Czyli do miejsca spotkań wielu hodowców. Wróciło paru znajomych, przyszło paru nowych. Po jakimś czasie przyszło tu paru takich, których wszyscy nazywali Dzieciami Neo. Myśleli, że są tacy wspaniali. Wróciłam do smoków i zasnęłam.
***
Rano, gdy się obudziłam zauważyłam, że dostałam parę wiadomości. Odpisałam, trochę się pośmiałam. Moje smoczyce już śmigały po polanie w gonitwie. Lubiłam na nie patrzeć. Wyglądały ślicznie. Na niebie zauważyłam ciemny kształt. A niech to! Vivan pierwsza to zauważyła. Już tam leciała. Reszta moich chowańców skryła się, a ona walczyła. Nie, one nie są tchórzliwe. Ale jest zasada, że walczy tylko jeden na jednego, bez względu na wszystko. Nie mogłam na to patrzeć. Przytuliłam się do Mishakai. Po chwili było po wszystkim. Vivan ze smutną miną wróciła do mnie. Kupiłam za rubiny wywar leczniczy i udało mi się uleczyć rany mojej smoczycy. Znów wysłałam je na wyprawę do Grobowca. Smoczyce polizały mnie po policzku i każda z nich odfrunęła w swoją stronę.


http://img269.imageshack.us/img269/5374/sygnaturav.gif

Offline

 

#11 2010-01-12 22:40:17

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Re: Prace konkursowe - Edycja III

11.4. angeel

Tura II:

Moi przyjaciele

Czułam się zawsze taka samotna... opuszczona... nie lubiana...
Aż w końcu w moim życiu wydarzyło się coś wspaniałego, coś co zmieniło mnie na zawsze.. Zacznę może od początku. Było to w pewien skwarny dzień. Siedziałam jak zwykle sama na krzesełku przed domem, czytając książkę pod tytułem „Mój przyjaciel i ja”. Książka ta wywołała we mnie coś bardzo dziwnego. Chciało mi się płakać, chciałam uciec gdzieś daleko. Powiedziałam więc ojcu, że idę się przejść… Pobiegłam co prędzej tam, gdzie mnie nogi poniosły. Sama nie wiedziałam gdzie idę. W oczach miałam łzy. Po długiej wędrówce zrozumiałam, że jestem gdzieś z dala od domu. Nie wiedziałam, w którą stronę mam iść aby wrócić z powrotem do domu. Wokół robiło się już ciemno. Pobiegłam prędko przed siebie z nadzieją, że gdzieś znajdę schronienie. Biegłam i... nagle przewróciłam się. Chciałam sprawdzić , co było przyczyną mojego upadku, więc prędko wstałam. Zobaczyłam przez sobą małe, owalne coś. Było ciemne w dziwne wzory. Pomyślałam, że to dziwny kamień i zabrałam go ze sobą. Po dłuższej chwili wędrówki zobaczyłam nie opodal jakieś światło. Uradowana pomyślałam, że to jakiś dom. Po krótkiej chwileczce zobaczyłam, że kamień, który trzymam w ręku również świeci i to takim samym blaskiem, jak to światło nie opodal mnie. Bez chwili zawahania ruszyłam w kierunku tajemniczego blasku. Po piętnastu minutach drogi byłam już zaledwie parę kroków od miejsca, od którego bił blask. W pewnej chwili mój kamień uniósł się w powietrze i zaczął lecieć w stronę światła. W pewnej chwili kamień przyłożył się do światła, które jak się okazało, biło z innych dwóch kamieni. Trzy te kamyczki połączyły się ze sobą, uniosły w górę i... nagle stało się coś wspaniałego. Te małe trzy kamyczki zamieniły się w trzy piękne smoki. Zaparło mi dech. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nagle po kolei każdy ze smoków polizał mnie w policzek na znak zgodności, przyjaźni i tego, że nie chce mnie zjeść. Ja te ż od razu je polubiłam. Zaprowadziły mnie one do magicznej krainy zwanej Nightwood i tak trwamy do dziś lecz teraz towarzyszą mi już nie trzy smoki, ale pięć. Pięć smoków, które kocham i niech tak zostanie! Przez nie, już nigdy nie czułam się taka samotna... opuszczona... nie lubiana...


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

#12 2010-01-13 16:11:12

Zytus

http://i29.tinypic.com/32zhs38.png

Skąd: Elbląg
Zarejestrowany: 2009-07-10
Posty: 278
Nick na NWD: Denny Colt

Re: Prace konkursowe - Edycja III

11.5. angeel

TuraIII:


Chwila prawdy


Czekałyśmy na to długo, bardzo długo. Te nieustanne walki i treningi tak nas zmęczyły, że przez chwilę obie chciałyśmy to wszystko rzucić. Ja i moja smoczyca Kassidy byłyśmy po prostu wykończone, ale w ten dzień dobiłyśmy swego. Było to 12 lipca. Obie bardzo pragnęłyśmy, aby Kassidy stała się wreszcie najpotężniejszym smokiem wojny. Niemal w każdy dzień staczałyśmy walki z innymi smokami, raz w tygodniu Kassidy pobierała lekcje z akademii, codziennie uczęszczała na treningi swojej siły fizycznej i różnych umiejętności, takich jak nauka czarów. Ale w końcu nadszedł ten dzień. Ten wyjątkowy dla nas dzień. Moja ukochana smoczyca zdobyła trzydzieści tysięcy punktów pojedynku. Udaliśmy się więc z wszystkimi moimi smokami do laboratorium, w którym to zawsze smoki zostawały przemieniane smoki, aby ją wspierać. Nikt z nas nie wiedział, co się stanie. Wszyscy byliśmy wielce zdenerwowani. Aż wreszcie moja smoczyca powiedziała do mnie smoczym rykiem:
-Przecież to zawsze Ty uczyłaś mnie, jak mam postępować, jak walczyć, czego się bać, a czego nie, więc teraz przyszedł czas, w którym to udowodnię Ci, jak dobrym jesteś trenerem i opiekunem nie tylko dla mnie, ale dla nas wszystkich.
Alchemik, który znajdował się w laboratorium był też naukowcem, więc przetłumaczył mi słowa mojej smoczycy, a ja na znak tego, że ją zrozumiałam, pogłaskałam ją po głowie, ona natomiast polizała mnie po policzku. Dałam jej znak, że powinna już pójść. Smoczyca mnie posłuchała. Udała się w stronę alchemika, po czym ten wylał na nią jakiś dziwny płyn. Kassidy ryczała z bólu. Zakryłam oczy, a po chwili ryk ucichł. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że przede mną stanęła moja smoczyca, ale całkiem odmieniona. Jej łuski były czarno-czerwone, oczy świeciły pięknym blaskiem. W ten sposób moja smoczyca stała się
potężnym smokiem wojny.


http://img269.imageshack.us/img269/5374/sygnaturav.gif

Offline

 

#13 2010-01-13 21:53:25

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Re: Prace konkursowe - Edycja III

12.5 Ktosiaaa 
Piszę z trzeciej tury.Moje opowiadanie:

Zmiana.

Nerwowo obracałam w dłoniach mały flakonik,badając jego kształt,wagę i strukturę misternych zdobień.Był lekki,o wiele za lekki na coś,co miało odmienić dwa w miarę spokojne życia-moje i Bezimiennej.Dotykałam bladymi palcami wyrafinowanego zamknięcia buteleczki,oczekując w milczeniu ranka.Tak,bałam się-Szkarłatny Eliksir Przemiany mógł zmienić smoka w potężnego i budzącego grozę smoka wojny,ale mógł też...nie,wolałam o tym nie myśleć.W uszach jeszcze brzmiały mi ostre słowa mojej smoczycy:Naprawdę uważasz,że nie jestem na to dość silna?Jeśli nie teraz,to kiedy?A może sądzisz,że nigdy nie uda mi się stać smokiem wojny?Tak nisko mnie oceniasz?

Westchnęłam,a eliksir wypadł mi z palców na miękki mech,zatrzymał się tuż przed ogromnym łbem Bezimiennej.Spojrzała na mnie wielkimi,czarnymi oczami i podniosła się z chłodnej ziemi.
-Już czas...-wyszeptała.
Skinęłam głową i podniosłam flakon zgrabiałymi z zimna rękami.
Po chwili leciałysmy już nad Nightwood,mijając chatki poszczególnych hodowców,które stały coraz dalej i dalej od siebie aż w końcu zniknęły zupełnie.Teraz naszm oczom ukazywał się tylko gęsty,dziewiczy las.W chwili gdy oświeciło nas jasne,poranne słońce smoczyca zniżyła swój lot i z gracją wylądowała na małej polanie.Spojrzałyśmy na siebie w milczeniu.Kości tych,którym się nie udało leżały porozrzucane wokół pękniętego na pół ze starości kawałka granitu.
-Bezimienna,ja nie mogę...-zaczęłam.
-Nic nie mów-ucięła smoczyca.

Położyła się na kamieniu,całkowicie bezbronna.Czułam,jak w oczach zbieraja mi się łzy,ale ręcę,jakby podlegając rozkazom kogos innego,zdecydowanie otworzyły flakon.Podeszłam do smoczycy powoli.Spojrzała na mnie z przerażeniem-dopiero teraz pokazała,jak bardzo się boi.
Wystarczyła tylko jedna,mała kropla.
Nagle wokól kamienia buchnął ogień,szkarłatny i gorący.Zobaczyłam,jak smok unosi się w powietrze,jak zaczyna się zmieniać...Wtem otoczyła mnie ciemność.Zemdlałam.


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

#14 2010-05-15 23:08:03

Zytus

http://i29.tinypic.com/32zhs38.png

Skąd: Elbląg
Zarejestrowany: 2009-07-10
Posty: 278
Nick na NWD: Denny Colt

Re: Prace konkursowe - Edycja III

IV tura

D-war

Zmiana:

Mała, szklana fiolka, pełna płomieni. Migoczących, pełnych magii. Dotykałam flakonu, z ostrożnością by się nie poparzyć. Badająco patrzyłam na moje smoki, Któremu powierzyć ten sekret, i tą moc. Nie była pewna, czy to co mogło zmienić mojego smoka w feniksa, tak czasem go nie zabije, lub poważnie osłabi… W przejęciu gładziłam flakon palcami. Myślałam:
- “Może gdy go sprzedam pozbędę się tego kłopotu…”
Tą jednak myśl zaślepiały inne, Ile mogę zyskać zmieniając smoka. Jednak ciągle widziałam więcej ryzyk! Nie byłam wstanie zdecydować!
Jeden z moich gadzin podszedł do mnie, i powiedział:
- ,, Ja jestem gotowy ”
- ,, Nie! Nie zrobię ci tej krzywdy! Skąd mam wiedzieć, że to co znajduje się w flakonie nie jest trucizną? “
Zapadła cisza i oczekiwanie wzajemnej odpowiedzi… Smok popatrzył na mnie nie ufno. Wyszeptał:
-,, Nie ufasz mi? Jestem za słaby, za młody?!”
-,, Nie, ale zrozum mnie, w jakiej ja sytuacji się znajduję skoro nie mogę się zdecydować czy będzie to słuszną decyzją. Nie chcę cię stracić”- Powiedziałam cicho…
Smok wyszarpał mi flakon z rąk, Położył go na jedwabistym mchu i powiedział:
- ,,Nigdy się nie dowiesz dopóki nie wypróbujesz.’’
Wzięłam głęboki oddech, i otworzyłam flakon, podałam go smoku do paszczy. Rozległ się pełen bólu okrzyk, posypały się iskry żywego ognia. Zaczełam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam… Wątpliwości wytłumaczyły się po 5 minutach męczarni. Narodził się całkiem nowy smok. Smok stojący w płomieniach na dzikiej leśnej polanie. Wtedy odczułam że miał rację.


http://img269.imageshack.us/img269/5374/sygnaturav.gif

Offline

 

#15 2010-05-15 23:09:50

Blizzard

http://i26.tinypic.com/kced93.png

Zarejestrowany: 2009-06-30
Posty: 522
Nick na NWD: Nesaja
WWW

Re: Prace konkursowe - Edycja III

Olsea tura 1
Rodowód smoka Olsea

Dzieje i przygody rodu sokolica.
Olsea jest 96 smoczycą rodu sokolica. Dzieci śmiały się z Olsei, tylko dlatego, że jak mówi się do niej w 3 osobie wyskakuje nazwa jej brata Olsei. Bardzo zasmucona tym Olsea ucieka pod skrzydła osoby, która przybrała jej imię.Wbrew pozorom, istnieje takie miejsce- studnia dusz. Są tam smoki stare i te które jeszcze nie zaistniały. Większość smoków ma dusze. Lecz mała Olsea, gdy nikt nie patrzał uciekła z rodzinnego miasta. Tego które było w tejże studni. Nie płakano za nią. Smoki znikał z tego miejsca tylko wtedy, kiedy zostało znalezione jajko. Nie od chwili wyklucia. Bo wtedy, kiedy ten smok jest jeszcze jajkiem już ma imię-może walczyć z innymi jajkami.
Smoczyca myślała, że w tym świecie znajdzie ukojenie. Że ktoś ją polubi, będzie się nią opiekować. I miała racje. Starszyzna powiedziała, że jej matką jest legendarna Demeter. W miejscu skąd pochodzą wszystkie smoki nie miała rodziców. Oni się wykluli. Demeter była jajem legendarnego stworzyciela smoków. Lecz Oni nie wiedzieli jednego. Kim był jej ojciec? Napisano więc 1 strone rodowodu. Od strony matki. Olsea, była córką pierwszego pradawnego smoka Demeter, płci żeńskiej, a jej ojciec był pradawnym J___T__E_. Te puste miejsca to zamazane litery. Pasowały do tego 2 znane imiona Jonathael- i Jumatrres. Te dziwne imiona nic nie mówiły smoczycy. Legenda głosi, że gdy będzie u schyłku życia Olsea dowie się o imieniu ojca i doda jej to mocy. Legendarnej mocy smoka kryształu.


http://smoki.nightwood.net/upload/avatars/100642.gif - Aktywna zawsze.
Skradam się cicho,
Gdy nikt nie słyszy,
Zwodząc Noc ciemną,
Smoki do Wrót biegną.

Przebudzona... :}

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plzmniejszacz zdjęć online www.pokemonek.pl tanie noclegi nad morzem